2012-03-09

25. Visa extension.

Kierując się w stronę tzw. Państwa Środka, zastanawiałem się
co to będzie za miejsce, znane wszystkim z etykietek większości produktów.
Zaczęło się od dużego miasta.

Wyszliśmy z autobusu na mokre i zimne ulice po osiemnastogodzinnej podróży.
Niebo było jeszcze całkowicie czarne, a miasto już pełne ludzi.
Gęsty tłum przemieszczał się chaotycznie, tworząc zatory przy budkach z jedzeniem.
Plucie i charchanie w quadrofoni.

Bohater z filmu z Pak Beng.. teraz już wiem, ze ten kierowca był Chińczykiem...
Napisy na drogowskazach, sklepach, autobusach tylko po chińsku.
Ktoś probuje sprzedać nam darmową mapę miasta.
Na pierwszy rzut oka wygląda na całkowicie zapełnioną chińskimi znakami,
żadnego słowa w znanym alfabecie.
Nasze próby komunikacji pozawerbalnej, to dla przechodnia uliczny performance.
Kiedy kończymy odchodzą ubawieni niemalże przyklaskując...

Brak dostępu do skrzynki mailowej, fb, telefon nie ma zasięgu...

Poczucie odległości w tym kraju... Miasto oddalone o 14 godź jazdy pociagiem
to ciagle "niedaleko" ...
Jesteśmy w Chinach, ale do Pekinu mamy tyle co z Wrocławia do Casablanki w Maroko!
Podróżnik w tym kraju to ktoś kto przyjechał z innej prowincji, 

na nas patrzą całe ulice, ekspedientki wołają załogę z zaplecza, żeby nas pokazać...

Następna pieczątka w paszporcie, przedłużamy wizę po raz drugi..
Różowy telefon podany przez niemówiącą po angiesku urzędniczkę poinformował oficjanlym tonem, że następnego miesiąca w Chinach już nie będzie!








Obiad z ekipą z planu filmowego. Syczułańska kuchnia i lecznicza, ziołowa nalewka.


A to już plan zdjęciowy i kilka freestylowych ujęć..







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rolling Sun Photography