2012-02-17

13. Chiński szpital na Renmin Rd.

10 luty 2012 Jestem już zdrowa i mniej we mnie emocji i rozżalenia, związanego z chorobą..piszę to teraz bo lepiej brzmi, a ja już mogę jeść i normalnie oddychać...brak tu jednak ulubionych smaków, jadam normalnie, bez fascynacji podniebienia a czasem nawet nie jem..bo mam dość...potem głodna rzucam się na mało przemyślane supermarketowskie specjały...pojedziemy na pólnoc odkrywać osławioną przecież chińską kuchnię..narazie się dziwię..
Przez tydzień byłam chora..leżałam i biegałam do łazienki, nic nie jadłam..chciałam stąd uciekać..
Myślę, że zatrułam się chińskimi lekami na przeziębienie, które jak się potem okazało, były najwyraźniej dla mnie stanowczo za mocne.. bałam się więc tutejszych aptek i leczyłam żołądek tym co miałam w swojej apteczce, tym co mi dali koledzy z planu...
Mało to jednak pomagało..czas mijał a ja czułam się coraz gorzej..wreszcie z wyrwaną z zeszytu kartką z przepisanymi z google tłumacz chińskimi znakami poszliśmy do szpitala: jestem po zatruciu chińskimi lekami na przeziębienie, już nie mam wymiotów, kręci mi się w głowie, jestem bardzo słaba, potrzebuje pomocy..najlepiej podłączcie mnie do kroplówki...
Lekarz zmierzył mi ciśnienie, stwierdził, że jest idealne i dał mi do zrozumienia, ze nic tu po nas...położyli mnie jednak...z Chińczykiem obok, który szalał z bólu, wybiegał średnio co 15 min na korytarz wołając o pomoc i umilał mi popołudnie spędzone w obdrapanym pokoju szpitalnym..próbowałam czytać..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rolling Sun Photography