2012-01-28

2. Port Pakbeng

9 styczeń 2011.
port

Jednak nie łatwo wyjść z łodzi.
Kilkuletni sprzedawcy wszystkiego stają na drodze z ofertą: palenie, pokoje, orzeszki.
Zabieramy się z jednym z nich....
Miasteczko pnie się do góry wzdłuż betonowej drogi.

Pierwsze wrażenie, że tu wszyscy mówią po angielsku jest złudne.
To tylko dzień świstaka... codzienna mantra powtarzanych słów..
.wystarczyło wykroczyć w pytaniu poza codzienny schemat a napotykało się już tylko uśmiech lub zwodnicze przytakiwania.
Nabrałem się...
Najlepiej układać tak pytanie, by satysfakcjonująca nas odpowiedź brzmiała :"Nie".
 Bo "Tak" jest zawsze pod ręką

To miasto/ulica jest automatem co chwila przypalanym i jeszcze częściej zachwalanym szaszłykiem.
Dyskoteka z czerwonymi światełkami,
restauracje ze szczurzą kuchnią,
sklep, który przyciąga uwagę rozłożonym asortymentem od asfaltu po sufit.
Brak zainteresowania jego zawartością zdradza gruba powłoka czerwonego kurzu,
wyblakłe opakowania.
Biustonosze powiewają tuż przy jarzeniówce.

Granicą miasta jest wyznacza krawędź światła ostatniej latarni i napierająca zieleń buszu.

Tam też jest świątynia - jak zwykle żyjąca w oderwaniu od tego co w około
Ze swoimi zapachami kadzideł,
ze swoim tempem ze swoimi pomarańczowymi szatami wiszącymi na sznurku,
ze swoją myślą w głowie.
Idę spać, trzeba dopaść wczesny ranek w Pak Beng....na zwrotniku Świstaka








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rolling Sun Photography