2012-02-01

7. Za miastem






11 stycznia 2012. Wynajmujemy motocykl. Kompletny brak aut osobowych, ruch na drodze mimo to gęsty i ospały od niezliczonej ilości rowerów i skuterów.
Znajdujemy opisy "niesamowitych" wodospadów do których docieramy przez busz... na skraju gaju stoi parkingowy.... bilet do lasu ma taki sam obrazek jak bilet na wzgórze widokowe nad miastem i do jaskini 30 km dalej...
Złapać sowę, małpę, dorzucić dwa liski śpiące w klatce, do tego szlaban przed wioską, parkingowy i jest atrakcja....




Chcieliśmy dotrzeć do miejsc, które widzieliśmy płynąc Mekongiem. Dzikie plaże, drewniane domy i skupiska ludzi, żyjących z tego czym natura łaskawa..Zjeżdżaliśmy więc z drogi asfaltowej...
Był już półmrok, przed każdą chatą ognisko i ludzie..kobiety skupione nad ręcznymi robótkami, mężczyźni grający w karty, samotni myśliciele, pełno zwierząt... zaraz za domami prowizoryczne zejście na brzeg rzeki a tam kołyszące się łodzie, zwinięte sieci, odgłosy kąpiącej się młodzieży, dalej zagospodarowane rzędy pnących się w góre ziół i warzyw.... zostaliśmy tam dłuższą chwilę...


































Zostaliśmy wciągnieci na wiejską potańcówkę. Środek dnia. Muzyka na żywo: klawiszowiec i wyrywające sobie mikrofon z rąk wokalistki w średnim wieku. Nieprzyjemnie wielkie głośniki przesuwały kurz po podłodze, wzmacniacze chłodzone klimatyzatorem a gardła laotańskim piwem.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rolling Sun Photography