2012-03-18

29. Rytuały - Strangers in my head













Podróżowanie wyzwala we mnie coraz większą potrzebę zmian, wyostrza moje zmysły i poczucie życia w stadzie.
Przestałam się denerwować, że oni mnie nie rozumieją, że za głośno jedzą i plują gdzie popadnie- to ich kraj, ich kultura a ja jestem szczęśliwa, że mogę tego dotknąć, patrzeć na to, negocjować z nimi na targu, przechodzić na czerwonym świetle, jeść za ostre dla mnie jedzenie. Nie chcę już się dziwić, że gdy wchodzę do sklepu, sprzedawca śpi na stole i nie ma zamiaru mnie obsłużyć, dzieci biegają w samopas po ulicach, a psy żyją w klatkach.
Będąc w krajach meczetów i świątyń, zatęskniłam do poczucia tożsamości i mocnej, prawdziwej przynależności religijnej.
Buddyzm to nie moja religia, ale na pewno moja wrażliwość i moja potrzeba uzewnetrzaniania się z duchowym jestestwem... potrzebuję kościoła, do którego wchodzę z bliskimi mi ludzmi i czuję się wolna, nieobarczona niepotrzebnymi słowami, które zakłócają moją potrzebę bycia tam.. teoretycznie mogę to zrobić, ale to się nie dzieje..
Za dużo u nas głośnej propagandy, napastliwej polityki, niedzielnych dyskusji o moich prawach albo ich braku, o sprawach, które często wiążą mi ręce i umysł..
Dlatego modliłam się razem z buddystami "wrzucając religie do jednego worka".
Chciałam w to wierzyć i ufać, że może tak być.
Nie szukałam tam mojego Boga, szukałam tam samej siebie.
Widziałam ludzi wypełnonionych potrzebą istnienia w silnym połączeniu ze swoją religią..bez wstydu, zażenowania, ukrywania swojej wrażliwości.
I zastanawiałam się, wyostrzając wszystkie zmysły, ile potrafię z tego wziąć dla siebie i co mogę z tym zrobić...
 

 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rolling Sun Photography