2012-02-29

22. Spędzam dzień sama..

Spędzam dzień sama, K znów na polu bitwy..i pewnie tym razem także nasi przegrali!
Chińczycy są niezwyciężeni..no cóż..to ich historia..
Byłam znowu w miejscu, które na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykły plac budowy,
pełno ogromnych ciężarówek, mijających się w smugach kurzu.. namioty, w których mieszkaja, wtedy jeszcze śpiący robotnicy, były na wpół odkryte..przed niebezpieczeństwami natury osłaniają jedynie moskitiery, powiewające w porannym wietrze. Przed namiotami suszące się ubrania, które i tak przed ściągnięciem, znów są brudne.
To miejsce jednak to także widoczny koniec miasta, za którym widać tylko góry i dziką przestrzeń, gdzie być może nic już nie ma..a może są jeszcze jacyć ludzie..
Za każdym razem, kiedy tam wracam, kolejne polne, wąskie, nierówne drogi, prowadzące w tamtą "nicość" powiększają plac budowy.
Spotkałam tam dziś kobietę, mieszkającą w prowizorycznej chacie, nieopodal tego miejsca, która z dzieckiem na plecach, zawiniętym w chuście paliła sporych rozmiarów ognisko..z poczatku nie pozwoliła mi robić zdjęć. Poobcowałam z nią jednak chwilę, po czym wskazała na aparat..dostałam pozwolenie..
Wróciłam wcześnie bo wcześnie dzien się zaczął..skończyły mi się książki do czytania..w Ruili raczej niemożliwe dostać książkę nie po chińsku...został przewodnik po szlaku transsyberyjskim i "Film Dokumentalny. Kreatywne Opowiadania"...do tego jeszcze Bodi Bill..odkryty niedawno (dzięki Matt!) i nie oszaleje..

17.28 Okazuje się, że K zostawił aparat, wypełnił mi czas w hotelu..














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rolling Sun Photography